patenty SuperMatki: chorowanie w karnawale wcale nie musi być dokuczliwe, czyli jak uatrakcyjnić siedzenie w domu
lutego 21, 2017
Powoli wychodzę z grypy, został mi
jeszcze kaszel, który przemienia mnie momentami w wokalną wersję Zofii z
"13. posterunku". Przede mną wirusa złapał Mały John - nie było wówczas
ciekawie. Walczyliśmy z gorączką kilka dni - jemu na szczęście leki
pomagały, ja miałam wysoką temperaturę równe dwie doby, non stop.
Nie
ma co, sezon chorobowy w pełni. A tutaj ferie w kraju (w naszym
regionie już po), karnawał... Gdzie tam myśleć o leżeniu w domu,
zajadaniu lekarstw, popijaniu ich syropami! Jeśli Mały John nie ma
gorączki, która go powala, trudno wymusić na nim odpoczynek - biega,
skacze, chichra się, rzuca z kanapy i dokazuje na różne inne możliwe
sposoby. No cóż... dziecko. Ten wiek ma swoje prawa. Pozostaje uzbroić
się w cierpliwość, zalać ciepłą herbatą kilka połkniętych tabletek i
mieć nadzieję, że kryzys minie szybko. (I że nasz domowy "wampir
energetyczny"* jednak nie odbierze całej energii...)
*Zauważyliście, że im więcej siły ma dziecko, tym mniej energii ma rodzic? Zastanawiające... ;)
Ale nawet wtedy pozostaje jeden problem: jak przekonać dziecko do zachowań charakterystycznych dla chorego? Do łykania syropów, leżenia w łóżku, ćwiczeń czy innych tego rodzaju? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta: zabawą.
Nawet najgorsza, najbardziej znielubiona czynność może stać się
bardziej atrakcyjna, gdy odpowiednio się ją umotywuje, opakuje w
atrakcyjną formę - jak cukierek.
Kilka moich propozycji:
- zapobiegawczo albo przy przeziębieniu: czosnek i cebula
Pamiętam
to doskonale: butelki ze szkła w kolorze limonki czy pomarańczy, po
sokach do rozcieńczania, teraz wypełnione "miksturą" babci - mieszanką
wody, czosnku i nie wiedzieć czego jeszcze. Ostre, momentami palące
przełyk, niesmaczne. Mama wydzielała nam porcje, nabożnie i uważnie
nalewając do kielonka po porcyjce. Trochę ratował sytuację ten kielonek -
czułyśmy się z siostrą dorosłe, mogąc wypijać coś z tego - zwykle
zakazanego i objętego swoistym tabu - małego szklanego naczynka.
Mikstura miała zapewnić nam odporność, w sezonie chorobowym babcia
przygotowywała kilka butelek mieszaniny - jedną dla nas, drugą dla
kuzynki plus jeszcze kilka na zapas. Nienawidziłyśmy tego, ale nie
bardzo miałyśmy wyjście. O wiele smaczniejszy był już syrop cebulowy,
który babcia warzyła w dużym garnku (moczyły się w nim cebule posypane
cukrem - i zapach, i smak syropu były już o wiele przyjemniejsze). Jak zachęcić dziecko do spożywania takiej czosnkowej mikstury albo połykania syropu z cebuli?
Zależnie od preferencji, odwołać się albo do wampirów, albo do kucyków
Pony - czosnek wampiry odstrasza, więc będziemy niczym Van Helsing, a
tajemnicze mieszanki mogą być magicznymi recepturami Zecory - mówiącej
wierszem przyjaciółki Twilight Sparkle. Nie wiem, jak inne dzieci, ale
myśmy z siostrą i kuzynką uwielbiały motywy porwanych księżniczek,
dodatkowo zamkniętych w jakiejś wieży albo lepiej lochu... Straszne
opowieści, które sprawiały, że uśmiechałyśmy się pokątnie z mieszanką
fascynacji i przestrachu... Nie zdziwiłabym się więc, gdyby na naszą
wyobraźnię podziałała przemiana babci w... czarownicę, która serwuje nam
jakieś czarodziejskie mikstury. Tutaj spieszę z wyjaśnieniami:
najprawdopodobniej nic złego nie stanie się ani dziecku, ani babci,
jeśli to pierwsze pozwoli sobie na odrobinę niewinnej imaginacji - w
końcu nikt babci nie będzie wrzucał do pieca, a jedynie argumentował
podawanie nam ohydnego napoju "zdrowotnego"... ;) Można być wówczas
księżniczką porwaną przez wiedźmę albo testującą jakieś zagadkowe
specyfiki... A gdy jednak ktoś z dorosłych stwierdzi, że to przegięcie
(choć polecam wyluzować w takich kwestiach - wszak to tylko zabawa),
Zecora służy. A może dziecko chciałoby przygotować z babcią leczniczą
mieszankę? Może takie zajęcia gastronomiczno-farmaceutyczne mogłyby
odczarować miksturę...? Plus zabawa we wróżki, czarodziejki...
BTW,
babcia miała jeszcze jeden patent: naszyjniki z czosnku. Cięła ząbki na
plasterki, które nawlekała na nitkę, z której tworzyła naszyjniki dla
nas. Miałyśmy wdychać aromat czosnku, który robiłby dobrze na katar.
Gdybyśmy wtedy przywdziały ciemny kapelusz z dużym rondem, byłybyśmy
niemal jak Van Helsing! (tak, wiem, Van Helsing nie
stosował czosnku, bo w jego świecie ten na wampiry nie działał, ale
sądzę, że w przypadku domowych zabaw można odpuścić sobie tak dokładne
trzymanie się treści ;))
- inhalacje, zioła do parzenia (i picia również)
Jak
powyżej - Zecora, wróżki, czarodziejki, magiczne wywary...
Wykorzystajmy opowieści o postaciach obdarzonych wiedzą co do
niezwykłego działania roślin - przy okazji nauczymy dzieci co niego o
dobroczynnym działaniu darów Natury. Kilka pieczeni na jednym ogniu!
- leżenie w łóżku
dla dziewczynek:
zabawa w Śpiącą Królewnę - ona przespała sto lat, nasza zaczarowana
córeczka może nieco krócej ;) (Jako nastolatka bezczelnie
wykorzystywałam ten pomysł, kiedy moja młodsza siostra i kuzynka w jej
wieku chciały się ze mną bawić, a ja akurat nie miałam na to ochoty -
kładłam się i udawałam Śpiącą Królewnę, którą mógł zbudzić jedynie
wyjątkowy klejnot - wtedy dziewczyny szukały takowego, a ja odpoczywałam
;D) Nagrodą za wytrwałość może być jakiś mały drobiażdżek (dla mnie
wtedy był to piękny pierścień ze szkatułki babci - sztuczny, ale
śliczny; dostawałam go potem do zabawy).
dla chłopców (i dziewczynek też, a co ;)): Pidżamersi
- kreskówka, którą niedawno odkryliśmy z Małym Johnem. Trójka
przyjaciół - w piżamach - przemienia się nocną porą w superbohaterów. Na
potrzeby leżakowania naszych pociech możemy założyć, że łóżko dziecka
jest tajną bazą organizacji, centrum dowodzenia, którego nie można
opuścić z uwagi na prawdopodobny atak wroga. Przygody? Puśćcie wodze
fantazji!
- ćwiczenia, np. wzroku
Raz zakrywaliśmy jedno oko, innym razem drugie - Mały John nawet nie wiedział, że ćwiczymy jego wzrok - dla niego po prostu bawiliśmy się w piratów! ;)
Warto czasem spojrzeć na chorowanie dziecka z nieco innej perspektywy.
Jasne, nasze przekonywanie dziecka o słuszności działania leków czy
konieczności pozostania w łóżku to nie dyrdymały, a prawda, ale akurat w
przypadku maluchów forma podania takiej wiedzy jest szalenie
ważna. Gdy podarujemy sobie super poważny ton i pozwolimy wpleść
wszystko w zabawę (kontrolowaną przez nas ;)), możemy wiele zyskać!
2 komentarze
Uratował mnie ten post ;-) Dziękuję 😘
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo! :)
UsuńDużo zdrówka! :*