patenty SuperMatki: dodatki cukiernicze, zwinne palce i mega pokłady cierpliwości w natarciu, czyli jak zaoszczędzić sto złotych na wymarzonym torcie urodzinowym dla dziecka i samodzielnie zrobić tort wóz strażacki
września 04, 2016
Kiedy z ust mojego syna padło słowo-życzenie: "Strażacy!", określające motyw przewodni jego przyjęcia urodzinowego, wiedziałam, że tort będzie musiał mieć kształt wozu strażackiego. Odpowiednio wcześniej rozglądałam się za możliwościami: albo mogłam takowy przygotować samodzielnie (ambicja i chęć sprawdzenia się brały tutaj górę), albo zamówić - koszt wyniósłby wówczas ok. stu złotych, a nie miałam pewności, jak wyglądałby produkt gotowy. (W żadnym z katalogów z przykładowymi realizacjami z różnych cukierni, nie znalazłam niczego podobnego.) Ostatecznie zdecydowałam się zakasać rękawy, zamówić lukry plastyczne i... zamienić kuchnię w warsztat!
W sieci poszukiwałam inspiracji i znalazłam kilka pomocnych instruktaży (polecam filmik TUTAJ albo wpis TUTAJ). Ostatecznie proces przycinania i kształtowania tortu wypracowałam sama - zasadę co do biszkoptu i jego cięcia miałam jedną: miało być w jednej blaszce i bez zbędnego kombinowania. Udało się!
W sieci poszukiwałam inspiracji i znalazłam kilka pomocnych instruktaży (polecam filmik TUTAJ albo wpis TUTAJ). Ostatecznie proces przycinania i kształtowania tortu wypracowałam sama - zasadę co do biszkoptu i jego cięcia miałam jedną: miało być w jednej blaszce i bez zbędnego kombinowania. Udało się!
Jak zrobić tort w kształcie wozu strażackiego?
Po pierwsze, należy przygotować biszkopt.
Jak zwykle korzystałam z TEGO przepisu - jest niezawodny. Moją jedyną modyfikacją było dodanie pudru buraczanego - chciałam uzyskać czerwony odcień ciasta (kolor przewodni przyjęcia). Masa miała cudną, różową barwę...
...ale
po upieczeniu nie pozostało po niej śladu. Natomiast uzyskany efekt
pozytywnie mnie zaskoczył; w żółtej masie można było bowiem odnaleźć
buraczane drobinki, dzięki czemu całość przypominała... ogień. Czerwień,
pomarańcz, żółć - naprzemiennie, razem, zmieszane. Idealnie! (Choć
przypadkowo.)
PS.
Smaku buraków nie dało się wyczuć, jedynie delikatna, baaardzo
delikatna nuta przebijała się w momencie, kiedy wiedziało się, że są one
w składzie i szukało ich zmysłami...
Przejdźmy jednak do sedna: jak upiec i pokroić biszkopt, by zbudować z niego wóz strażacki?
Chciałam
w jednej blaszce i tak zrobiłam: wybrałam zwykłą, prostokątną, o
standardowym kształcie. Proporcji masy z przepisu na biszkopt nie
zmieniałam. Ostudzone ciasto pokroiłam wedle schematu poniżej:
Część
najdłuższa (dolna) będzie swoistą podstawą, przedzielone (górne) będą
szoferką i tyłem wozu strażackiego - zrobiłam je nieco węższe niż spód,
ale ogólnie główne cięcie powinno biec mniej więcej pośrodku ciasta.
Poniżej
widać odcięty fragment ciasta (który można od razu spałaszować ;)) -
chciałam uzyskać przerwę między szoferką a tyłem wozu, wobec czego
wycięłam ten fragment.
Każdą
z tak podzielonych części podzieliłam na pół na kolejne blaty ciasta.
Teraz nastąpił moment najważniejszy (może poza końcowym dekorowaniem):
budowanie tortu. Jako poncz wykorzystałam rozcieńczony domowy dok z
jagód.
Potem przyszła kolej na krem. Wypróbowałam przepis mojej cioci, który znajdziecie TUTAJ.
(Wreszcie udało mi się wykonać domowy krem o takiej konsystencji, jaką
zawsze chciałam uzyskać!) Jego smak? Czekoladowy, z delikatną goryczką
gorzkiej czekolady - dodatek mlecznej ją łagodził.
I tak budowałam, piętro za piętrem... Ponczowanie i pokrywanie kremem... Plus kolejna warstwa... I znów od nowa, aż do końca!
Na
koniec pozostaje cały tort pokryć kremem - równiutko, będzie on
bezpośrednio pod lukrem plastycznym, więc najlepiej już na tym etapie
wyrównać wszelkie nierówności. Co by potem było łatwiej.
A
teraz zabawa... Wyciągamy lukier plastyczny, rozwałkowujemy (musimy
pamiętać o tym, że należy podsypywać go cukrem pudrem, nigdy mąką!),
pokrywamy nim tort, wyrównujemy... Z pozostałej masy formujemy detale
(felgi, zderzaki, wąż strażacki, drabinkę, szyby okienne i tak
dalej...). Ponieważ nie dorwałam lukru plastycznego w kolorze szarym,
zdecydowałam się na malowanie jasnego srebrnym barwnikiem w proszku.
Efekt nie do końca wyszedł tak, jak planowałam, ale i tak nie jest
najgorzej. Najbardziej podobało mi się "srebrzenie" drzwi do kabiny -
barwnik na tle czerwonego prezentował się niezgorsza.
Detale przyklejałam do lukru plastycznego, uprzednio delikatne pokrywając je lub maczając w ponczu.
Jako
koła wystąpiły ciastka Oreo - można je kupić w zestawie po cztery
sztuki (cena w Rossmannie: 1,69 PLN), czyli idealnie, a ich faktura oraz
kolor doskonale udają prawdziwe opony.
Jako kogut wystąpiły żelki A kuku, a wycięte - jako światła przednie i tylne.
Efekt końcowy:
dodatek o użytych składnikach
- bez "sponsoringu", ale dla uzupełnienia wpisu -
Użyłam lukru plastycznego marki Renshaw
- bodaj jako jedyny zawierał naturalne barwniki (dlatego też wybrałam
odcień rubinowy, nie czerwony - co było tylko na korzyść, bo uzyskałam
piękny, głęboki kolor wozu strażackiego). Wszelkie inne znalezione
przeze mnie czerwone lukry plastyczne zawierały przeważnie czerwień
koszenilową - syntetyk, spożywany w większych ilościach nawet
rakotwórczy! (Nie mylić z koszenilą - czyli barwnikiem naturalnym
uzyskiwanym ze sproszkowanych pancerzyków owadów żerujących na
kaktusach, który - mimo ewentualnego zniesmaczenia - nie powoduje
żadnych skutków ubocznych.) Na pewno alergizujący, więc nie chciałam
mieć z nim nic wspólnego! Szukanie zamiennika było trudne, ale udało
się. Sam lukier ma dziwnie (bo zaskakująco) kwaskowaty posmak, truskawkowy,
jak określili to Mały John i moja mama. Jest bardzo łatwy w formowaniu,
choć przy wałkowaniu musiałam go podsypywać cukrem pudrem.
Do pokrycia całego tortu (z maleńkim naddatkiem) użyłam dwóch opakowań, czyli pół kilo lukru. (Jasnego połowę mniej.)
Do pokrycia całego tortu (z maleńkim naddatkiem) użyłam dwóch opakowań, czyli pół kilo lukru. (Jasnego połowę mniej.)
Jako barwnika - tym razem srebrnego - użyłam sypkiego marki Squires Kitchen.
Nie wiem, może nie potrafię go odpowiednio rozpuszczać albo nakładać,
ale po raz kolejny (wcześniej używałam złotego) wychodził...
rozcieńczony. Nie pokrywał lukru tak dokładnie, jak bym sobie tego
życzyła. Niemniej znalazłam na niego sposób: rozcieńczoną wersją
smarowałam jasne elementy (głównie zależało mi na zderzakach), a potem
pokrywałam je sypkim barwnikiem. Ten rozpuszczał się lekko w tym już
rozpuszczonym, ale nie rozcieńczał. (Brzmi to jak pleonazm, ale
najlepiej oddaje istotę rzeczy :P.)
Czy
mogę go polecić? Nie wiem, mam mieszane uczucia. Na pewno jest wydajny,
a jego odcień jest prawdziwie srebrny tudzież złoty. Pozostaje mi chyba
pouczyć się jego nakładania... ;)
6 komentarze
Cudny! Brawo Mamo :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :D
UsuńJeśli ja pamiętam tort zrobiony przez Mamę na moje 5 urodziny,a był tylko truskawkowy to pomyśl jakie wspaniałe wspomnienie ulepiłaś Panu Strażakowi.Super Mamo!
OdpowiedzUsuńJeju, dzięki! :D
UsuńPoczułam się naprawdę super, kiedy siostrzeniec powiedział do swojej mamy, że też chce taki sam na urodziny ;D (Za to mina siostry w moim kierunku bezcenna xD)
Ściskam ciepło!
Cudownie jest spełniać marzenia swoich pociech.
OdpowiedzUsuńTen dzień i ten tort zostanie mu w pamięci pewnie do końca życia.
Pozdrawiam:)
To prawda! :) To prawdziwa przyjemność!
UsuńChciałabym... :>
Dziękuję za ciepłe słowa!
Ściskam serdecznie!