Kiedy pogoda za oknem sprawia, że z większą przyjemnością myśli się o czterech ścianach swojego domu czy mieszkania, wizja zanurzenia się w wannie wypełnionej pianą nabiera dodatkowych rumieńców. Albo sesja z maszynką do golenia lub lakierem do paznokci... Ojj... Dać sobie godzinkę (albo dwie) i wyczarować takie cuda... Tylko potem to schnięcie :P
Ludzie spieszą się w pracy, dlatego niedbale ją wykonują; spieszą się w
używaniu życia, dlatego jego smaku nie odczuwają; spieszą się w
odpoczynku, dlatego nie mogą wypocząć.
Antoni Kępiński
Poranek.
Jest gdzieś między siódmą a ósmą, granica się zaciera, przecieram oczy.
Wyszli już; przez moment wydawało mi się, że słyszałam ich krzątaninę: śpiew Małego Johna lub rytmiczne intonowanie wierszyków, "Ciiiii...!" TatoMęża, potem buczenie nebulizatora, jakieś szelesty, zgrzyt klucza w zamku.
Przewracam się z boku na bok. Marszczę brwi w miejscu spotkania z nosem. To nie była dobra noc - ból zatok nie dawał spać, a nieprzyjemne łaskotanie w nosie zmuszało do kilkukrotnego marszu do łazienki - po omacku: wpierw po ciemku, potem z przymkniętymi oczami, by światło nie oślepiało.
Myślę.
Jeśli teraz wstanę, może uda mi się spokojnie posprzątać i zjeść śniadanie w ciszy. Dopić herbatę - sycić się nią, mrużyć powieki, czerpać przyjemność z milczących poranków, które zdarzają się teraz tak rzadko... Może się uda... Warto spróbować.
Wstaję.
A w zasadzie siadam.
Wzdycham. Sięgam po gumkę, która leży przy poduszce i zawijam włosy w kucyk.
Układam poduszki (przytulam je do siebie: moją i mężową, leżą na sobie, jak zakochani - od razu cieplej), zwijam prześcieradło (dokładny prostokąt), teraz najgorsze: wstać, na stojąco zwinąć kołdrę - skrupulatnie, bez wpadki, inaczej jeden z rogów wywinie się, ucieknie i trzeba będzie zaczynać od nowa.
Otwieram łóżko, chowam, odpoczywam.
Nie zamykam - jeszcze moja piżama.
Niespiesznie kieruję się do łazienki, wcześniej wyciągam rękę do kuchni - łapię miotłę. Zamiatam - łazienkę, przedpokój, pokój Małego Johna, kuchnię. Zostawiam śmieci przy zlewie - gdy otworzę drzwiczki, zobaczę kosz. Ale jeszcze nie teraz. Teraz idę się ubrać.
Zakładam moje ulubione ostatnio spodnie - za krótkie, żeby w nich wyjść, idealne, by nosić je teraz po domu. (Uśmiecham się mimowolnie.) Spryskuję pachy dezodorantem; szybko ubieram bluzkę i uciekam z łazienki, po której unosi się mocny zapach teoretycznie niemocnych perfum.
Przytulam moją piżamę do piżamy mężowej - układam je na prześcieradle (dokładny prostokąt), zamykam łóżko.
Idę po miotłę; otwieram szafkę i zza kosza na śmieci wyjmuję zmiotkę.
Omiatam pokój dzienny (szumnie nazywany dużym, w Internetach czasem salonem); szczęśliwa, że to już koniec, wracam do śmieci w kuchni - wreszcie i na nie przyszła pora. Jest już czysto.
Woda na herbatę zagrzewa się po chwili. Trójkątna tytka zaczyna barwić przezroczysty płyn; masło miękko sunie po rozkrojonej bułce.
Nagle słyszę czyjś głosik.
Mówi coś do siebie, opowiada.
Przerywam. Nasłuchuję. Uśmiecham się.
Wyciągam miseczkę w kwiatowy wzór łąki. Do odmierzonej ilości wody wsypuję kaszkę: dokładnie trzy łyżki.
W jednej ręce trzymam kubek i kanapkę, w drugiej miskę ze śniadaniem dla córy.
- Dzień dobry, Kochanie! - rzucam od progu, wchodząc do pokoju dziennego.
To jest siła dzieci, że one teraz mogą, że teraz jest ich czas, by
grymasić, wybierać, szukać swojej drogi. Nie piłka? To może tenis. Nie
jazda konna? To pływanie. One teraz mają czas, teraz szukają tej pasji,
która je będzie prowadzić.
Joanna Jaskółka, Matka Tylko Jedna (źródło TUTAJ)
Powoli nadrabiam wpisy z cyklu comiesięcznych kadrów. Taka nasza... kronika rodzinna... "Ku pamięci"...
Już nawet kilkunastotygodniowy dystans sprawia, że z pewnym sentymentem patrzy się na zdjęcia sprzed kilku miesięcy.
W kwietniu była Wielkanoc, spadł śnieg... Na pierwszym zdjęciu uśmiecha się owieczka zrobiona z woreczka z popcornem - pomysł przedszkolaków, nasz zakup przedświąteczny w przedszkolu Małego Johna i nasza przekąska. Pierwszy raz barwiłam jajka w czerwonej kapuście (wychodzą pięknie niebieskie!), bawiliśmy się pomarańczowym "cosiem" przydatnym do rzeczy wielu, dekorowałam domek dla lalek (i jajka niegrzecznymi minami stworków ;)), odwiedzaliśmy rodzinę a to z powodu Wielkiej Nocy, a to przy okazji urodzin...
Było ciepło, radośnie, rodzinnie. I zawsze mi się tak robi, ilekroć patrzę po czasie na te zdjęcia...
#cherrywoodstories na Instagramie
copyrights | prawa autorskie
Wszystkie zdjęcia na blogu - chyba że zaznaczyłam inaczej - są mojego autorstwa. Kopiowanie ich i/lub rozpowszechnianie bez mojej zgody i/lub podania źródła jest łamaniem praw autorskich.
NIE zgadzam się na kopiowanie i wykorzystywanie zdjęć moich dzieci bez mojej pisemnej zgody.